O tym jak los daje mi do zrozumienia, że mam pozostać grubym pulpecikiem




Kupiłam sobie buty do biegania. Choć w sumie to za dużo powiedziane, bo kosztowały mnie 35 złotych, a są z chińskiego sklepu. W każdym razie przyszły wakacje, dawno temu, deszcz przestał padać, słońce wreszcie wychodzić na dwie godziny w ciągu dnia, to też i ja siedząca w domu ożywiłam się. No i tu zaczyna się moja historia.

Ożywiłam się, radość z nadchodzącego wyjazdu do Polski mobilizowało mnie do ruszenia dupci, więc i przyszły myśli, by może zrzucić tu i ówdzie. Oczywiście na ostatnią chwilę, bo kiedy indziej. W mojej głowie zaczęły świdrować genialne myśli, by zostać biegaczem. Nie lubię biegać, w sumie czasem nawet nie lubię podnosić się po czekoladę, ale walczę z tym prężnie. Tak, więc kiedy przyszedł dzień, że motywacja do działania sięgała tej najwyższej kreski, ruszyłam się z łóżka z zamiarem pójścia pobiegać. Ale zdałam sobie sprawę, że nie mam butów. Nie bym potrzebowała jakiś ekstra, specjalnych i na dodatek orydżinal, ale chociażby przydały się jakiekolwiek adidasy. Nic nie znalazłam w szafie, a jedynych jakie mam nie chciałam zniszczyć i przepocić, gdyż naprawdę je lubiłam. No to cóż, motywacja opadła, a ja szczęśliwa wróciłam do łóżka.
Punkt dla ciebie losie.

Wyjechałam do Polski, to też przyszedł czas na upragnione zakupy. Nie by w Danii nie było sklepów, rzecz jasna są, ale ¾ sklepu to rzeczy w kolorze czarnym, a reszta jest droga, niczym skarpetki Gucci. Mój kochany tatuś zabrał mnie do centrum handlowego i tak wyszło, że wkroczyliśmy do sklepu sportowego i się zaczęło... Kolory oślepiły moje oczy. Buty do biegania w różnych odcieniach różnych kolorów sprawiały, że mogłabym zabrać je wszystkie do domu. Chociażby, aby mogły stać sobie i ładnie wyglądać na półce, albo by pochwalić się nimi na ulicy wśród biegaczy duńskich, u których spotkać można ciągle identyczne buty (modele i kolory) – normalnie jakby się zmówili.

Tylko był problem. Przecież ja nie biegam. Portfel jakoś nie wyglądał, jakby miał otyłość. Nie jestem specjalistką, ale powiedziałabym nawet, że powoli wchodził w niedowagę. To chyba anoreksja.

Mój tata coś tam pomknął, że mi zafunduje coś, jeśli mi się spodoba, jednak znałam jego reakcję, gdybym poprosiła o buty do biegania. No, ale kto nie pyta ten traci, czy jakoś tak. Postanowiłam zaryzykować, więc tak jakby nigdy nic próbuję zabłysnąć przy nim, mówiąc o budowie dobrego buta do biegania i tłumacząc, że dużo o tym już się naczytałam. Wreszcie dochodzę do tego, że w sumie przydałyby mi się takie porządne, nie rozwalające się... nie dokończyłam, gdyż grom z jasnego nieba trzasnął w sklep, a nie, pomyłka, to tylko śmiech mojego ojca.
Podobnie zareagował mój chłopak, tyle, że on dłużej się śmiał.
Punkt dla ciebie losie.


Nie dawałam za wygraną. Szykowała się nasza podróż do Włoch, to też wpadłam na jeszcze bardziej genialny pomysł. Będę biegała we Włoszech! Plan idealny, ciepełko, słoneczko, a i tak szkoda dnia, więc ze spokojem wstanę wcześnie rano i pójdę biegać. Oczywiście!
W Danii odechciewało się wstawać z łóżka od samego odsłonięcia żaluzji w oknie, ale w końcu to Włochy!

Dzień przed wyjazdem kupiłam wreszcie buty! Tak jak już wspominałam w chińskim. Byłam z babcią, która jako jedyna nie parsknęła śmiechem, a jedynie mobilizowała mnie do zakupu. Nikt więcej nie wiedział o nich, więc po cichutku spakowałam je to walizki i voile!

Więc pewnie czekacie teraz na opowieść, jak miło się biegało we Włoszech? Jak wreszcie oszukałam los, który tak uporczywie mi dopiekał? Zmartwię Was Kochani... menda nie dawała za wygraną.

Pewnie był pewien, że polegnę, już po pierwszym budziku o 6 rano. Nie! Nie ma tak łatwo! Byłam waleczna! Z radością wyleciałam z łóżka, wskoczyłam w moje przepiękne, nowiutkie buty, ah jaka wygoda!

Po cichutku opuściłam pokój, by nie obudzić mojego chłopaka. Motelik był puściutki, tylko pan miły właściciel Włoch Giorgio rzucił do mnie głośne „Buongiorno” i otwarł przede mną drzwi wyjściowe. Z uśmiechem na twarzy podziękowałam i ruszyłam przed siebie.
 - Biegam! Widzisz losie! JA BIEGAM! – krzyczałam w myślach. – Nic mi już nie zrobisz! HAHA!
Punkt dla mnie!

Sznurówki miałam za długie. Wierzcie, czy nie, ale tak, wywaliłam się jeszcze zanim opuściłam teren ogródka. Zdarłam kolano. Uwaga, to jeszcze nie koniec.

Nie przyznaję ci punktu, bo to było nieuczciwe zagranie! Ale chyba sobie też muszę odjąć... 

Dawno, dawno temu byłam osobą, która poddawała się zanim jeszcze zaczęła. To zmieniło się, więc oczywiście po raz kolejny nie dałam za wygraną.
Los się ze mnie nabija, ok, niech się nabija, ja tak dopnę swego.

Następny dzień był pełen wrażeń i godzin ciągłego chodzenia. Skończyliśmy go nad morzem. Z racji, że miał być to jedyny dzień z możliwością kąpieli, musieliśmy z tego skorzystać. Kiedy weszłam zdziwił mnie fakt, że coś mocno szczypie mnie noga i nie tylko o te głupie kolano chodziło. Obejrzałam dwa miejsca, które mi się nie podobały, ale nic, kompletnie nic na nich nie dostrzegłam. Ok, może na coś nadepnęłam na plaży? Zdarza się. Zignorowałam.

Doszłam do motelu na boso, bo okazało się, że tak mnie bolą te miejsca, że nie mogę założyć klapek. Zignorowałam to, ale nie poszłam pod wieczór biegać, losie punkt dla ciebie, ponieważ następny dzień miał być naprawdę ciężki, jeśli chodzi o spacerowanie.

Następny dzień minął. Wracając nie mogłam już chodzić. Głupia ja zabrałam jedną parę klapek, które zmieniłam na ten dzień na trampki z racji, że dzień wcześniej byłam pewna, że te klapki mnie obtarły. Kiedy po powrocie zobaczyłam stan tych miejsc, które mnie bolały myślałam, że skończy się na pogotowiu. Do teraz nie wiem, jak to się stało, że podczas chodzenia te miejsca, aż tak mnie nie bolały. Dwie nogi zawinięte w plastry podczas następnych dni we Włoszech, a buty do biegania okazały się najwygodniejsze... jednak nie do biegania! Na które notabene nie mogłam sobie pozwolić jeszcze długo po przyjeździe. Punkt dla ciebie losie okrutny... 3:0... wygrałeś tym razem. Ale to jeszcze nie koniec!


A Wy biegacie? Ćwiczycie? Chodzicie na siłownię? :) Macie również jakieś ciekawe historię z tym związane? :) 

22 komentarze:

  1. Nie chodzę na siłownie ani nie biegam , ale od zawsze mam sporą dawkę aktywności. Taniec , chodzenie robi też swoje :) Super post!


    https://xgabisxworlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ten los przekorny. Raz zabiera, raz odbiera 😂 Tak to niestety jest. Ja mam zawsze na początku zapał i szczęście początkującego, ale potem, żeby wytrwać przy tym, to gorzej. Zawsze coś się wydarza, jak w Twoim przypadku.
    Nie chodzę na siłownię, nie przepadam. Ale pływam :) tam jest niskie pole do popisu, by mi los... A nie, przepraszam. Złapałam tzw. ,,ucho pływaka" i musiałam porządne zatyczki kupować.
    Kiedyś za to, kiedy dostałam grę The Sims, jak bylam młodsza, grałam i grałam, to się wszyscy wściekali i kazali mi wyjść z domu. A kiedy wyszłam , mój pies mnie dorwał i złamał nogę.
    Oooj, też mam takich historii od groma :))

    http://karina.stankowicz.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dużo bym oddała by i u mnie w mieście był basen <3 Uwielbiam pływać <3
      Straszne z tym złamaniem nogi :o Ale za to było więcej czasu na grę :p

      Usuń
  3. Świetny post!! :D

    https://wiktoriaotto.blogspot.com/2017/08/najduzsze-wakacje.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę bardzo fajnie czytało się. Będę zaglądać do Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sprawiłaś że się trochę pośmiałam :) fajnie napisane, lekko bardzo i z humorem. Ja się zabierałam do biegania milion razy, ale jakoś zawsze zdarzy mi się wyłączyć budzik i spać dalej. :)
    Pozdrawiam !
    kwiatki- wariatki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha ekstra tytuł! :D
    Mogłabym prosić o kliknięcie w link sukienki w tym poście? Byłabym bardzo wdzięczna :)
    Zachęcam też do wspólnej obserwacji :)

    http://veronicalucy.blogspot.com/2017/08/printed-dress-with-choker.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale super to napisałaś! Co do biegania, zabierałam się za to już kilka razy, aczkolwiek brak mi chęci. Aczkolwiek o aktywności fizycznej nie zapominam, ponieważ uwielbiam sport. :)
    ohmylifex.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. ja właśnie ostatnio znalazłam motywację i jak już się zawezmę to dam rade do końca :D
    Mój blog

    OdpowiedzUsuń
  9. ja kiedyś ćwiczyłam, ale jakoś sama nie wiem kiedy przestałam, ćwiczę tyle co na wf w szkole, a na jedzenie też jakoś specjalnie nie uważam, jem to na co mam ochotę :D
    mój blog, hooneyyy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też trudno trzymać jakąś dietę, chipsy same się nie zjedzą w końcu, a szkoda by leżały... :D

      Usuń
  10. Nie jestem fanką disco polo, ale - los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje raz zabiera XD Twój post jest tak idealny, że nie mam słów. Biegałam pod koniec zimy (brrrr) a jak przyszła wiosna i lato to nawet nie ruszyłam dupy, chociaż byn chciała. Nie umiem biegać, poza tym mdleje wtedy z powodu anemii (ciężkie życie). Zamiast tego wolę rolki lub rower, a od trzech lat chodzę na jogę. Niech żyje lenistwo!
    Pozdrawiam// ksiazkiwpiekle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to nienawidzę roweru, chociaż mieszkam w rowerowym kraju... Rolki uwielbiałam za dzieciaka. Joga fajnie wygląda na instagramowych zdjęciach :p Bieganie też nie należy do przyjemnych, tym bardziej jak ciągle pada u mnie :/

      Usuń
  11. Hahaha, też walczę z losem i chodzę biegać razem z moim pieskiem :3 Bardzo fajny post :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! Dwa w jednym, świetne! :D
      Moja rybka, jednak nie jest fanatyczką biegania :C

      Usuń
  12. Hahaha bardzo ciekawy post! Naprawdę mi się spodobał. Mam nadzieje, że rany szybko sie zagoją. Ja regularnie ćwicze i biegam już parę dobrych lat :D

    rilseee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci wytrwałości! Ile bym dała, by utrzymać się w moim postanowieniu :D

      Usuń
  13. Hahaha, fajny pomysł na post.
    Ja kiedyś ćwiczyłam, później przestałam, ale znowu chcę zacząć. No niestety moje relacje z losem są bardzo podobne do Twoich ...

    kinga-wajman.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny post fajnie podchodzisz do tematu

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja zamierzam zacząć ćwiczyć po porodzie. Mam nadzieje, że wygram z losem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Super mi się to czytało, aż czasem się śmiałam do siebie trochę :D. Nie zmuszaj się w każdym razie do niczego, jeśli nie masz na to ochoty, a jak już łapię Cię ta motywacja - postaw na najwygodniejszy strój jaki tylko możesz mieć na sobie do tego biegania np., zjedz coś przed i jak dopadnie Cię leń po drodze, to pomyśl sobie czemu zaczęłaś ;) :)
    Zapraszam :)
    ania-ania3.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. haha świetny post, pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń